środa, 12 września 2012

Waga :)

Minęło już tylko pięknych miesięcy od ostatniej próby pozbycia się zbędnych kilogramów. Z osiem chyba. I tyle można było zrobić... na przykład właśnie schudnąć. A mi udało się... chyba za bardzo nie przytyć. Ale to nie jest satysfakcjonujące rozwiązanie. To nie jest mój happy end. Dlatego wracam, z nową siłą i motywacją. Nowymi zainteresowaniami.

I nową wagą. Kupiłam nowiusieńką, może nie jakąś specjalnie cudowną i zaawansowaną technologicznie, ale moją własną. Pierwsze narzędzie walki z (nad)wagą.

I jutro rano nowy start. :) Jeśli ktoś to czyta, to proszę trzymać kciuki.

piątek, 6 stycznia 2012

Dzień 4. Dzień 5.

Dzień czwarty poszedł całkiem nieźle mimo obiadu na mieście. Oparłam się pokusie ciepłych pączków z Chmielnej... Och, marzenie. Ale dałam radę. Byłam twarda.

Niestety dziś już mniej. Przy święcie moja rodzina oczywiście musiała zaszaleć, co skończyło się lazanią i ciastem. Lazanię zrobiłam swoją własną w wersji dietetycznej (warzywkową bardziej niż mięsną i bez tych wszystkich serów i sosów beszamelowych) - pychotka. Druga część czeka na jutro. Gorzej z ciastem. Muszę jutro odpracować na łyżwach lub basenie.

Jutro zakupy w miłym towarzystwie Basi. Może znajdę jakąś cud sukienkę/bluzkę/coś, kupię rozmiar za małą... ponoć działa. :)

To do jutra! Trzymajmy się dzielnie.

czwartek, 5 stycznia 2012

Dzień 3. Szarlotkę oddaj orkowi

Dzień trzeci wypadł w środę - dzień ciężki i długi, pełen zmęczenia i pułapek. Środy bowiem spędzam w trasie, w Krakowie, kończąc moje studia. I jak to poza domem - łatwiej wpaść w sidła pokusy. I wpadłam.

Grzech główny - szarlotka. Podświadomie wliczona do obiadu. Podświadomie tłumaczona jak niskokaloryczna, bo jedzona w miejscu, gdzie mają tylko zdrowe jedzonka. Cieniutka, mięciutko-chrupiąca i pyszna. Najgorsze jest to, że nie żałuję. Żałuję. Żałowałam już wbijając w nią widelec. A mimo to smakowała wybornie.

Tak więc zmuszona jestem wprowadzić zasadę numer-nie-wiem-który: jeden grzech tygodniowo jest dozwolony, w granicach normy i nie większy niż wspomniana szarlotka. Następną będę musiała poważnie przemyśleć. Ale każdy grzech trzeba odpracować.

Jutro dzień czwarty. Tutaj zazwyczaj kończyły się moje siły i dobre chęci. Ale nie tym razem. Na śniadanie czekają pyszne płatki fit i chudy jogurt, na obiad "błotna zupa". A kolację oddam orkowi. ;)

Wprowadzenie

Ja również z Nowym Rokiem ruszyłam z nowym postanowieniem. Schudnąć! Powoli, wytrwale i skutecznie.
Świąteczne lenistwo źle podziałało na moje podejście do świata, za to odbicie w lustrze niezmiernie motywująco.
Wiem, że łatwo jest zacząć - przynajmniej mi - ale trudno wytrwać. Że samemu ciężko czasem znaleźć siły i motywację do pracy nad sobą. Ale to wszystko jest tu, w mojej głowie.

Natomiast ze wsparciem, czasem kopniakiem i napomnieniem będzie o wiele lepiej.

Sądzę, że nie dam rady opisywać tu codziennego rozkładu i jadłospisu, ale może czasem się uda.


Wszystko jest kwestią uporu. A ja jestem uparta jak osioł. Trzymajcie kciuki! Ruszamy do boju! (W końcu na orkonie trzeba wyglądać jak należy, a nie jak wzdęty troll.)